piątek, 18 września 2015

Taniec Trzeci


~Tak blisko, a tak daleko~

     Zwilżając językiem swoją dolna wargę wstał od stolika. Wolnym krokiem udał się na parkiet. Podszedł do niej i stanął tuż za nią. Palcem wskazującym delikatnie przejechał wzdłuż jej ramienia. Odwróciła się do niego przodem z zamiarem nakrzyczenia, ale kiedy ujrzała jego twarz po prostu uśmiechnęła się uwodzicielsko. Lewą dłoń ułożyła na jego bicepsie i przyciągnęła bliżej siebie. Mógł rzec, że była wstawiona, a nawet pijana. Był pewien, że rano nie będzie pamiętać ich spotkania. Nie będzie pamiętać nic, co działo się na jej domniemanej imprezie urodzinowej. Ale on nie wiedział; nie wiedział, że miała urodziny. Nawet nie znał jej imienia.
     -Zatańczymy? - spytała przekrzykując muzykę.
     -Niestety, ale muszę się zbierać. Do zobaczenia, piękna - puścił jej oczko i nie odwracając się opuścił klub zostawiając ją na środku parkietu, pośród tańczących ludzi. Lekko zmieszaną, zawiedzioną i zaintrygowaną.
     Zaczerpnął świeżego powietrze, które uderzyło w niego, kiedy tylko przekroczył próg drzwi. Przeczesał ręką swoje gęste, czarne włosy i wkładając ręce do kieszeni skórzanej kurtki ruszył przed siebie. Stawiając pewna kroki podążał w kierunku swego mieszkania. Wzrok miał wbity w chodnik, który wydawał się mu bardzo fascynujący. Podczas gdy inni ludzie nie zauważali tak drobnych rzeczy, on zwracał na nie uwagę. Interesowało go wszystko, co znajdowało się dookoła niego. Przejeżdżające samochody, wielkość księżyca, ilość gwiazd, siła wiatru. Każda z tych rzeczy go fascynowała i mógł uchodzić za samotnego dziwaka, ale taki już był. I być może za dużo uwagi poświęcał na mało ważne szczegóły. Układanie książek kolorami, wszystko w takiej samej odległości oddalone od siebie. Ład i porządek panujący w jego mieszkaniu. Jednak to było to, co lubił. Był dokładny, uważny, pewny siebie, ale cichy i tajemniczy.
      Po drodze wstąpił do sklepu monopolowego. Wybierając jedno z lepszych piw skierował się do kasy. Ładna brunetka wyglądająca na około dwadzieścia lat uśmiechnęła się do niego oznajmiając cenę za trunek. Mężczyzna bez żadnego słowa podał jej należną sumę i opuścił budynek. Rzadko kiedy się odzywał, tylko wtedy gdy chciał lub musiał, a były to drobne wyjątki. Nie marnował słów na ludzi niezbyt inteligentnych. Po prostu nie chciał tracić czasu; wolał rozmowy na poziomie, które nie często prowadził. Trudno mu było znaleźć kogoś, kto nie myślał by tylko o swoim tyłku, narkotykach i ciągłym imprezowaniu. W tym świecie młodzi ludzie nie zwracali uwagi na tak ważne terminy, jak nauka czy inteligencja. Z jednej strony ich trochę rozumiał. Po co nam wiedza, skoro i tak nie znajdziemy pracy? On skończył studia magisterskie i nic z tego nie miał. Uratowała go miłość do samochodów i to, że jego szef na gwałt poszukiwał pracownika.
     Spojrzał w niebo i przeklinając wszystkich ludzi wszedł na klatkę schodową prowadzącą do jego mieszkania. Przeskakiwał co dwa stopnie, aż wreszcie znalazł się na drugim piętrze. Nie używał windy, którą uważał za zbędną. Lubił aktywność fizyczną, a dowodem na to było jego umięśnione ciało. Codzienne ćwiczenia pozwalały mu utrzymać dobrą kondycję, jak i sylwetkę. Nie chciał w tak młodym wieku mieć brzucha odstającego na trzydzieści centymetrów. Daleko mu było do pięćdziesiątki, która jednak zbliżała się wielkimi krokami. Czas leciał nieubłaganie szybko, a on nawet się nie obejrzał i niedawno skończył dwadzieścia trzy lata. Jak co roku od kilku lat urodziny spędzał sam. Nie przeszkadzało mu to; nie lubił tak zwanych 'imprez niespodzianek' czy czegoś podobnego. Poza tym w Londynie nie miał znajomych, a nie miał zamiaru ściągać tu swojego najlepszego przyjaciela aż z Bradford, po to aby spędził z nim jeden, głupi dzień.
     Wyciągnął z kieszeni kurtki klucze od mieszkania i przekręcając dwa razy zamek w drzwiach dostał się do środka. Zdjął buty, wierzchnie odzienie i pierwsze co zrobił, to udał się do kuchni. Wyciągnął z szafki wysoką szklankę, do której przelał swoje ulubione piwo. Usiadłszy na kanapie w salonie włączył telewizor, przez który marnował najwięcej czasu. Nie lubił tego, ale cóż mu pozostało do robienia wieczorami? Miał na tyle szczęścia, że akurat trafił na początek pierwszej połowy jakiegoś meczu. Zawodnicy biegali po boisku dopiero kilka minut, a on miał zapewnioną rozrywkę na ponad godzinę.


~*~

     Kiedy o czwartej rano podniosła powieki, od razu wiedziała, że ten dzień nie zapowiada się dobrze. Z wielkim bólem głowy powoli wstała z łóżka. Stopy wsunęła w puszyste, niebieskie kapcie i ruszyła prosto do łazienki. Oparła się dłońmi o brzeg umywalki i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Blond włosy sterczały we wszystkie strony, a z wczorajszego makijażu pozostało niewiele. Była pewna, że jej dotychczas śnieżnobiała poduszka nie była taka czysta.
     Odkręciła kurek i zimną wodą przemyła twarz. Od razu poczuła się bardziej orzeźwiona. Złapała za szklankę stojącą tuż obok i zapełniła ją do połowy przezroczystą cieczą. Z szafki wyciągnęła tabletki przeciwbólowe, połykając dwie na raz. Starając się nie narobić hałasu przedostała się do kuchni. Na kanapie w salonie spała jej najlepsza przyjaciółka. Wyglądała zarazem zabawnie i uroczo. Lindsay uśmiechnęła się pod nosem widząc brunetkę. Kręcąc głową odwróciła się i włączyła ekspres do kawy. Kilka chwil później siedziała na wysokim krześle przy wysepce kuchennej i popijała gorący napój. Próbowała sobie przypomnieć coś z poprzedniego wieczoru, ale jej pamięć sięgała jedynie do momentu, kiedy zaczęły tańczyć na parkiecie. Później miała kompletną pustkę, aż wreszcie sytuacja w jej mieszkaniu, kiedy to prowadziła 'poważną' konwersacje z Katherine na temat zapachu pomarańczy.
     Z punktu widzenia przypadkowego obserwatora mogło się to wydawać niezwykle zabawne, ale czyż powinniśmy się śmiać z tego, jak każdy z nas inaczej interpretuje woń tego owocu? Przecież dla niektórych był słodki, piękny, miły, a dla innych gorzki, śmierdzący, zbyt intensywny. Ludzie różnią się od siebie na wiele sposobów.
     Czasem bardziej, czasem mniej. Bo nikt nie powiedział, że mamy być tacy sami. Nie ma nikogo takiego samego. I one też się różniły. Były jak woda i ogień, ale pasowały do siebie idealnie. Najlepsze przyjaciółki, które łączy wspólna praca. I to je połączyło, bo żadna nie osadzała drugiej z powodu jej 'zwodu'. Czasem irytowały się wzajemnie, lecz po chwili śmiały ze swojego zachowania.
     Dopiła swoją kawę i odstawiając kubek zerknęła na zegar, który wskazywał godzinę czwartą dwadzieścia sześć. Wróciła do swojego pokoju, gdzie przebrała się w czarne legginsy i tego samego koloru koszulkę. Zarzuciła szarą bluzę na ramiona i związując włosy w wysokiego kucyka opuściła swoje mieszkanie. Zrezygnowała z pojechania windą i klatką schodową zeszła na parter. Tak naprawdę nie wiedziała, gdzie idzie, ale potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza, którego jej brakowało. Chłodny wiatr muskał jej bladą skórę twarzy, a ona tylko szczelniej zakryła się ubraniem. Zaciągnęła się czując, jak tlen wypełnia jej płuca.
     Szła przed siebie nie zważając na nic, bo pragnęła chociaż przez jakiś czas nad niczym nie myśleć. Odstresować się, odpłynąć myślami gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie będzie tylko ona. Brak problemów, smutków i szarości. Tak bardzo pragnęła zmiany. Czegoś niespodziewanego, nagłego, tajemniczego, a zarazem delikatnego.
     Stał w oknie patrząc na Londyn o tak wczesnej porze. Nie miał pojęcia, dlaczego się obudził. Coś nie pozwalało mu spać i tak o to skończył opierając się łokciami o parapet. Obserwował ludzi przechadzających się po chodniku, czy samochody jadące po jezdni. Nie było ich wiele ze względu na godzinę, która widniała na zegarku. I gdzieś tam ujrzał drobną postać. Kobieta stawiała duże kroki i nie oglądała się dookoła. Przykuła jego uwagę, a on przygryzając wargę przyglądał się jej sylwetce. Zgrabne nogi, wąska talia. Ubrana w trochę za dużą bluzę sprawiała wrażenie jeszcze drobniejszej.
     Odwróciła głowę w stronę jego okna, nawet o tym nie wiedząc. Spojrzała w nie, ale kiedy jej wzrok się wyostrzył widziała jedynie zasuwającą się roletę. Nic więcej, ani nikogo więcej. Patrzyła w tamto miejsce przez następne kilka sekund. Oprzytomniała, kiedy usłyszała trąbienie samochodu. Ruszyła przed siebie przechodząc na drugą stronę ulicy. Jeszcze raz spojrzała do góry, ale nie ujrzała żadnego ruchu. Spuszczając głowę i zakładając na nią kaptur odeszła.
     Tak bardzo chciał ją już zobaczyć, poczuć zapach, dotknąć. Była zbyt piękna i nawet z tak dużej odległości ją rozpoznał. Wiedział, że to ona. Miał przeczucie, które jeszcze nigdy go nie zawiodło. I stał tam, nawet kiedy opuścił roletę. W jego umyśle tworzyły się przeróżne historie, w których główną rolę grała ona. Wyobrażał ją sobie w każdym wydaniu. Zastanawiał się, jak się zachowuje, co myśli, czuje. Chciał wiedzieć wszystko, co tylko było możliwe. Każdą rzecz, każdy drobny szczegół.



Od Autorki:

Przepraszam za spóźnienie! Ale szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła!
Mam nadzieje, że rozdział się podoba! :D
Liczę na komentarze!
P.s. Prawdopodobnie wydłużę liczbę rozdziałów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz